sobota, 31 sierpnia 2013

Priorytety

Cały dzień siedzę i próbuję napisać posta o surfaktantach kationowych. Niestety bezskutecznie. Moje zdolności przyswajania informacji drastycznie spadły i tym sposobem czytam jedną linijkę 5 minut na dodatek nic z tego nie rozumiejąc. Żeby nie było cicho przychodzę dzisiaj z reflekcjami na temat "włosomaniactwa", gustu i wyglądu ogółem. Jeśli kogoś interesują przemyślenia nieletniej, zapraszam do czytania :).
Wydaje mi się, że moje priorytety są sprzeczne z priorytetami większości włosomaniaczek. Nigdy nie dążyłam do długości idealnej, nie chciałam równomiernego skrętu, blasku, ograniczenia wypadania ani końcówek ostrych jak brzytwa. Nie laminowałam włosów, nie hennowałam i nie tworzyłam cudów z półproduktów, bo zwyczajnie nie mam ochoty się tym babrać. Moja pielęgnacja nigdy nie była systematyczna ani bogata. Maska gdy mi się przypomni, a olej jeśli akurat jest pod ręką. Pięlęgnacja "godna włosomaniaczki" wymaga ode mnie systmatyczności, której nie mam, więc nie będę nic robić na siłę. Jeśli siię zniszczą to trudno. Włosy nie ręka, odrosną.
Znam się na składach i jestem włosowo uświadomiona, ale zawsze patrzę na włosy jako na martwy naskórek, który przede wszystkim... ma być ozdobą i odzwierciedlać charakter człowieka. Dlatego nie potępiam prostowania, czesania fal ani innych tego typu rzeczy. Jeśli ktoś się tak dobrze czuje to może prostować, rozjaśniać, niszczyć włosy farbami chemicznymi i degażówkami. Ważne żeby pamiętał o konsekwencjach.
Wiem, że nie powinno się patrzeć na opinie innych ludzi, ale miło jest usłyszeć, że uczesanie, cięcie czy kolor wybitnie pasuje do twarzy czy sposobu bycia. Nie słyszę często, że komuś moje włosy się podobają, ale często słyszę, że do mnie pasują.. Najczęściej na mojej głowie gości bałagan. Nie czeszę się, jedynie ugniatam włosy na żelu, a suche "wymiętoszę" ręcznikiem i wychodzę. Są lekko za ramiona w kolorze ciemnego blondu więc efekt końcowy przypomina nieco grzywę lwa i podobno bardzo pasuje do mojego stylu, podejścia do życia i charakteru. Czasami, gdy sytuacja wymaga ode mnie bardziej eleganckiego wyglądu lub po prostu mam ochotę na zmianę, robie sobie miły wieczór z maską i olejem, a następnego dnia suszę i prostuję. Nie widzę w tym nic złego, nie jest mi moich włosów żal.
Moim marzeniem są włosy Galadrieli (kto oglądał Władcę Pierścieni ten wie ;)) i do tego obecnie dążę. Dalej na liście celów widnieje rozjaśnianie do białego, błękit, dready i ścięcie na tzw pixie. Dokładnie w tej kolejności, ale jeśli zapragnę radykalnej zmiany, to nie będę żałować :).
Uważam, że włosy to część wizerunku i zapuszczanie, wytrwałe upinanie, czy fale po nocnym warkoczu mogą popsuć całość i wprawiać człowieka w złe samopoczucie. Co innego, jeśli np długi do pasa warkocz to czyiś znak rozpoznawalny i nie zrezygnuje z niego nawet ubierając elegancką wieczorową suknie. To jestem w stanie zrozumieć i poprzeć całym sercem.

Co Wy myślicie na ten temat ;)?

wtorek, 27 sierpnia 2013

Wracam :)

Follow my blog with Bloglovin

Po dość długiej przerwie, z której wytłumaczę się później, wracam :) pomyślałam, że warto zacząć pisać częściej, może akurat komuś się to spodoba. Od września zaczynam naukę w liceum na profilu biologiczno-chemicznym. Jestem przekonana, że tutaj będę rozwijać się na tej płaszczyźnie bardziej niż w szkole :D drugi raz podejmuję się wyzwania, mam nadzieję, że będę systematyczna w tym co robię. Postaram się również ogarnąć Bloglovin i częściej komentować Wasze blogi. Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję wszystkim, którzy nadal o mnie pamiętali :)